ŻEGLARSKI START
170523
NOWY SEZON
Bardzo zaniedbałem notatki z mojego żeglarskiego życia. Nie, nie, to nie z lenistwa a raczej z nadmiaru obowiązków jakie na siebie wziąłem. Po prostu brak mi czasu na moje prywatne sprawy. Niemal codziennie obiecuję sobie, że coś o naszym jachcie napiszę, ale kiedy kończę inne sprawy dnia, okazuje sie, że już północ dochodzi i kładę sie do koi. Ale przejdźmy na pokład „LOBO DE MAR”. Mini informacje są na jego temat na Facebook’u, ale to tylko fotki i krótkie komentarze. Studenci, jak co roku, wypolerowali mi jacht i przygotowali do wodowania. Malować w tym roku podwodnej części nie musiałem. Zeszłoroczne malowanie okazało sie tak dobre, że rozrzutnością byłoby powlekać kadłub nową farbą. We wtorek, 25 kwietnia o 16:00 godzinie jacht LOBO DE MAR spłynął na wodę. W wodowniu8 pomógł mi bosman z „Gryfu”. Nawet nie wiem jak ma na imię, ale bardzo miły człowiek i serdecznie mu dziękuję. Z mojej studenckiej załogi nie mogłem skorzystać, ponieważ wodowanie odbywało się w czasie szkolnych wykładów . Silnik zaskoczył bezbłędnie i w chwile po wodowaniu cumowałem na swoim stałym wykupionym w marinie miejscu na pomoście „J”.
Teraz można juz było zająć się porządkami wewnątrz jednostki. Ogarnąłem jacht na tyle żeby można było już pożeglować i w weekend kończący kwiecień i zaczynający maj popłynęliśmy z Piętaszkiem do Helu , naszego ulubionego weekendowego miejsca. Byliśmy na rybce w naszej „Izdebce” i na długim spacerze z „Tolkiem”, który uwielbia plaże. Cypel helski nieco zmienił swoja topografię wydłużając się w kierunku wschodnim w sposób widoczny nawet dla tych, którzy tu bywają rzadko. Wschodnia plaża jest większa o kilkadziesiąt metrów. Do Gdyni wróciliśmy 1-go maja wieczorem i już w Marinie zjedliśmy dobą obiadokolację. Pierwszy, testowy inauguracyjny rejs owego sezonu mieliśmy za sobą. Całą powrotną drogę rozmawialiśmy o sezonowych planach, których idea powstała jeszcze w minionym sezonie – wybieramy sie do Oslo!.
W związku z takimi planami trzeba nasz jacht starannie przygotować. Jest co robić i są wydatki! Musimy wymienić pompę wody, która się już zestarzała i nie działa w automacie, trzeba też zainstalować nowa pompę zęzową pod salonem. Trudniejsze prace techniczne zawsze pomaga mi wykonać, nasz przyjaciel „Zwierzak”, który jest „złotą rączką ” jachtowa i nasz jacht jest pod względem technicznym pod jego przyjacielską opieka – wielkie dzieki. Poprzednio kupione okazały się niewartym ceny szmelcem. Potrzebne trochę nowych lin i przydały by sie ze dwa nowe odbijacze – stare nie trzymają juz powietrza. Trzeba jeszcze polakierować hand-relingi i odświeżyć drewno wewnątrz jachtu. Nawał prac zbiega sie trochę z dużą ilością zajęć poza jachtowych, tak w Szkole (sesja), jak i w Stowarzyszeniu, które w czerwcu będzie obchodzić czterdziestolecie. Mam nadzieję, że się wyrobię, ale łatwo nie będzie.
Kolejny rejs był już z dużą załogą. Na pokład przybyli moi studenci, którzy wcześniej pomagali mi w
przygotowaniu jachtu. Była piątka: trzy dziewczyny i dwóch chłopaków. Pomogli mi w założeniu grota. Szkoda, że nie było wiatru. postawiliśmy wprawdzie żagle, żeby młodzież zobaczyła jak to sie robi na takim jachcie. Był to ich pierwszy kontakt z żeglowaniem. Tylko jeden z nich – Maciej – wcześniej żeglował. Snuliśmy sie po Zatoce 2-3 węzły bez żadnych ekstremalnych efektów. Może i dobrze się stało, nie miałem pewności co do ewentualnego samopoczucia mojej świeżej załogi przy ostrzejszym wietrze i falowaniu. Razem z Załogą zjedliśmy na Helu w naszej „Izdebce” wspaniałe ryby. Ja tradycyjnie, jeśli nie jem dorsza to zawsze , jak jest, biorę stek z rekina – bardzo mi maskuje. Wszyscy byliśmy z dnia bardzo zadowoleni. Wieczorem wybrałem sie z Piętaszkiem do „Morgana” na piwo i posłuchać szant. Zawsze tam pełno żeglarzy i znajomych, gwarno i wesoło. W takim miejscu zimne piwo z kufla smakuje wyjątkowo.
Wieczorem mieliśmy gości na jachcie. Zawinął do Helu nasz zaprzyjaźniony jacht ” Magnus Nord” z Krzysiem i Renatka na pokładzie. W zeszłym sezonie pożyczyli ode mnie mapę i locję północnego Bałtyku i przyszli to zwrócić. Wrócili z rejsu cło i szczęśliwie, ale mieli poważne kłopoty. Silny sztorm, utrata wanty i spłukało im tratwę ratunkową. W sztormowych warunkach wracali do domu. Popijając „cuba-librę” wspominali trudny rejs aż do północy.
Trzeci rejs do Helu minął pod znakiem wspaniałego żeglowania. Studenci, zajęci sesją’ nie mieli tym razem czasu z nami pożeglować. Wiało ostro – 20-24 knoty. Pod dwoma żaglami , w silnym przechyle przy półwietrze szliśmy ok 6węzłów. Było pięknie. Na Helu poszedłem sie w końcu wykąpać. Zawsze kapałem się dużo wcześniej, ale w tym roku niedawno była jeszcze zima.
Woda była wyjątkowo zimna, nawet jak dla mnie. Wziąłem do wody „Tolka” aby też się przepłukał. Ręce mi zdrętwiały z zimna i musiałem wyjść z wody. Poszliśmy na spacer na morska stronę Helu, ale na plaży nie dało sie spacerować – tak silnie wiało. Powrót do Gdyni był tez pod znakiem szybkiej żeglugi. Tym razem nie stawialiśmy już grota, gdyż na samej genui robiliśmy 6 węzłów.
Jacht powoli zaczyna nabierać morskiego charakteru . Trochę zaopatrzenia i będziemy gotowi. Muszę jeszcze zrobić przegląd silnika i są jakieś techniczne kłopoty z bow-sterem – coś tam zgrzyta nieprzyjemnie – trzeba sprawdzić . Ważnym jest to, że wszystkie pompy działają sprawnie .
Zobaczymy, co czas przyniesie. Mam nadzieję, że ten sezon, jak i poprzednie, bedziemy miło wspominać.